wtorek, 22 grudnia 2015

016. (...) Poukładaj mnie kawałek po kawałeczku. Poukładaj mnie proszę, bo taki podzielony na części jestem zupełnie do niczego...


                         Wiem, wiem. Zdaje sobie sprawę, że ostatni odcinek opublikowałam 20 sierpnia, ale tak wiele się dzieje obecnie w moim życiu, że pisanie nie sprawia mi już tak wielkiej przyjemności jak wcześniej.  Ten odcinek pisałam naprawdę długo (przynajmniej miesiąc) zabierałam się i po chwili traciłam wątek. Mam nadzieję, że szesnasty odcinek przypadnie wam do gustu tak jak poprzednie. 
Miłego Czytania.

Z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia i nadchodzącego Nowego Roku chcę złożyć wam najserdeczniejsze życzenia. Cieszcie się magią świąt, a jeśli ktokolwiek z was jeszcze jej nie poczuł to proponuję posłuchać piosenki Last Christmas przy obieraniu mandarynek :) 

*P. ten odcinek jest dla ciebie. Dziękuje :*
__________________________________________________________


                    Przez ostatnie kilka dni starała się pogodzić z myślą o ponownym samotnym macierzyństwie. Obwiniała się za swoją kompletną nieodpowiedzialność i głupotę.
                    Postanowiła nie informować Toma, ani nikogo z jego otoczenia. Wprawdzie nie zastanawiała się co będzie gdy przypadkiem spotka Kaulitza, nie myślała nad tym co może mu wtedy powiedzieć. Obecnie stara się o tym nie myśleć, teraz najważniejsze jest żeby dbała o siebie i to jak powiedzieć o tym swojemu ojcu.
                    Nie ubłagalnie zbliżał się ostatni w Hiszpanii. Powoli zaczęła się martwić powrotem do domu. Bała się reakcji ojca na kolejną ciąże. Nie ukrywajmy, ciąża Kim w obecnej sytuacji była najgorszą możliwością. Rozstanie z Tomem, przeprowadzka do nowego domu, przygotowanie Lei na wiadomość o tym, że ich tato ma kogoś i najprawdopodobniej jego wybranka zamieszka z nimi.

          - Ostatni dzień, jak ja nie chce stąd wyjeżdżać- powiedziała zaspana Lea jedząc płatki na śniadanie
          - Ja tam się ciesze, już się nie mogę doczekać przeprowadzki- uśmiechnęła się lekko Kim, usiłując karmić małego Timo który wiercił się na swoim krzesełku
          - Jak to przeprowadzki? Nie uważasz, że powinienem wiedzieć gdzie wywozisz mojego syna?-oburzony Max wstał od stołu i wyszedł na taras
          - Nie powiedziałaś mu?- zdziwiła się Lea
          - Tak jakoś wyszło-skrzywiła się- zerknij na niego, idę pogadać z Maxem- bardzo niepewnym krokiem ruszyła przed siebie. Siedział tam. Wglądał na smutnego, usiadła obok niego na schodach. Oparła głowę na jego ramieniu- Przepraszam, nie wiedziałam jak ci o tym powiedzieć,bałam się...- przerwał jej, odwracając głowę i wpatrując się w jej przerażone oczy
          - Jak w ogóle mogłaś pomyśleć, że nie pozwolę wam wyjechać..-.....- ta przeprowadzka to z mojego powodu, prawda?
          - Tak trochę- odparła spuszczając głowę- z początku, a teraz chcę zapomnieć o wszystkim, zacząć nowe życie...
          - Czy ja jeszcze kiedykolwiek będę częścią twojego życia?- spytał, po czym spontanicznie ją pocałował. Zaskoczona dziewczyna odskoczyła od niego. Z przerażeniem spoglądała na chłopaka.
          - Zawsze byleś i będziesz, ale sam dobrze wiesz, że to niemożliwe żebyśmy do siebie wrócili. I proszę- spojrzała w jego smutne oczy- nigdy więcej nie wracajmy do tego...
          - Chcę tylko, żeby wszystko było jak kiedyś- odparł wtulając się w roztrzęsioną Kim- mamy razem dziecko, czy jego los naprawdę jest ci tak bardzo obojętny?
          - Jak możesz być tak okrutny dla mnie? Już zapomniałeś jak musiałam sobie radzić zupełnie sama? Bo ty stwierdziłeś, że bycie tatą nie jest takie fajne i łatwe i spierdoliłeś z Niemiec!- krzyknęła i pobiegła do swojego pokoju


***


                    Obudził się w swojej nowej sypialni, rozejrzał się, dookoła panowała cisza. Denerwująca cisza. Przez ostatni czas przyzwyczaił się do gaworzenia, krzyków i płaczu Timo. Brakowało mu go strasznie. Czasem sam łapał się na tym, że budził się w nocy i chciał podejść do jego łóżeczka, okryć go kołdrą, zgasić lampkę, ułożyć obok smyka jego ulubionego królika, pocałować w czoło i przysiąść na krańcu łóżka wpatrując się w niego godzinami.

          - Kurwa! Kaulitz! Miałeś wszystko, teraz nie masz nic- był na siebie wściekły za to co zrobił, ale w głębi duszy wiedział, że postąpił dobrze.

                    Wystraszył się gdy zrobiło się zbyt poważnie. Zawsze tak robił. Kochał ją i zdawał sobie z tego sprawę, lecz obawy były większe niż miłość do niej. Co najdziwniejsze nie wyobrażał sobie swojej ukochanej przy boku innego mężczyzny, ale i nie przy jego boku. Uwielbiał jej synka, ale ciągła zazdrość o jego ojca przerosła go. Nie potrafił sobie z tym poradzić. To dlatego też wrócił do dragów. Nigdy nie potrafił rozmawiać. Jedyna konwersacja jaką uważał za słuszną to było wykrzyczenie swoich żali, a potem zniknięcie. Lecz tym razem czuł pewnie niedosyt. Kim robiła wszystko aby ten czas który spędzali razem był najcudowniejszym okresem w ich życiu. A on tak po prostu to zepsuł. Może nawet nie on, a jego obawy i skłonności do nałogów. A teraz został sam. Bill przy najbliższej możliwej okazji zwiał do Ronnie, Gustav z Georgiem pojechali do swoich rodzin. Wszyscy się od niego odwrócili, przyjaciele, rodzina. Z matką nie rozmawiał już od miesiąca, Bill przy każdej możliwej okazji jedzie do Ronn, uważa, że nie jest w stanie patrzeć na to jak jego brat bliźniak stacza się na samo dno. Znowu.
                    Spojrzał ostatni raz w lustro w łazience. Wyglądał jak śmierć. Twarz jak i całe ciało było sino białe, oczy przekrwione, strupy pod nosem od wciągania tego gówna.

          - Czas wrócić do żywych- odparł  śmiejąc się pod nosem, na widok małego zawiniątka leżącego na jednej z półek w łazience, wysypał jego zawartość na zbite kilka dni wcześniej lusterko brata. Jedno mocne pociągnięcie nosem, ułamek sekundy później drugie i czuł się idealnie. Teraz mógł wszystko. Nawet najmniejsza ilość tego środka odurzającego dawała mu potężnego kopa.

                    Pewnym ruchem wkroczył do garderoby. Wrzucił na siebie ubrania, złapał kurtkę w dłoń chwycił kluczyki od jednego ze swoich aut i ruszył na podbój miasta.
                    Zaparkował pod jednym z klubów w centrum miasta. Bez żadnego skrępowania mógł się przechadzać ulicami bez obaw o reporterów czy też fanki. Wkroczył pewnym krokiem do środka klubu. Mężczyzna stojący przed klubem z uśmiechem wpuścił go, uprzejmie informując, że loża dla niego jak zwykle jest przygotowana na jego przybycie.
                    Stół był zastawiony jego ulubionymi trunkami, a dookoła loży już z niecierpliwością czaiły się na niego dziewczyny. Zawsze tak było, on podobał się dziewczyną i one jemu. Tam gdzie on tam i chmara kobiet czyhających tylko na niego i jego gruby portfel. Po klubie już zdążyły się roznieść plotki o tym kim tak naprawdę jest Tom Kaulitz i czasem traktowano go lepiej niż niejednego VIP-a.
                    Rozsiadł się wygodnie na kanapie. Pomimo tłumów na parkiecie zdążył już wyhaczyć wzrokiem i zaprosić szelmowskim uśmiechem kilka zdobyczy, które niczym króliczki wielkanocne podbiegły do niego bojąc się o to, że jeśli będą się długo opierać szansa by z nim posiedzieć już się może nie przydarzyć. Na swoje nowe zdobycze zawsze wybierał ten sam typ dziewczyny, wysoką, cycatą i głupią. Takie były najłatwiejsze. Co dziwne każda z dziewczyn była totalnym przeciwieństwem Kim, ale co dziwniejsze żadna nie odpowiadała w najmniejszym stopniu typowi dziewczyny z którymi wcześniej się umawiał.
                    Od jakiegoś już czasu było mu obojętne czy noc spędzi z kimś czy też w czyimś towarzystwie. Choć od ostatniego razu z Kim nie był z żadną inną nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo jak kiedyś. Żadna z nowo poznanych dziewczyn w żadnym stopniu jej nie dorównywała, ona była wyjątkowa. Miała w sobie coś co go kręciło, a najbardziej uwielbiał gdy była o coś wściekła. Uważał, że wtedy wyglądała najpiękniej.
                    Jedna z dziewczyn uśmiechała się cały czas zalotnie do niego, tak jakby miała nadzieję, że to właśnie ona spędzi z nim dzisiejszą noc. Usiadła bliżej niego, niby przypadkiem kładąc mu rękę tuż przy jego kroczu, gdy nie doświadczyła żadnej reakcji zaczęła poruszać dłonią to w górę to w dół.
                    W pewnej chwili Tom nie wytrzymał. Chwycił przestraszoną blondynkę za rękę i pociągnął ją za sobą do jednego z pomieszczeń przy jego loży. Dziewczyna nie protestowała, a nawet można by powiedzieć, że była wniebowzięta na samą myśl o tym, że będzie miała co opowiadać swoim przyjaciółką. Tak bardzo liczyła na to, że chłopak doceni jej starania i sowicie jej to w jakiś sposób wynagrodzi. Miała nadzieje, że to właśnie z nią Tom opuści klub, najlepiej w taki sposób aby wszyscy widzieli. W niewielkim pomieszczeniu w którym się znaleźli przytłumiona muzyka z sali dodawała uroku tej chwili.
                    Dziewczyna stanęła naprzeciw niego delikatnie przygryzając dolna wargę i z pożądaniem wpatrując się w lekko zmieszanego zaistniałą sytuacja Toma. Widząc jego lekkie speszenie postanowiła zrobić ten pierwszy krok. Zbliżyła się do niego i wpiła się w jego usta. Na reakcje chłopaka nie musiała długo czekać, choć nie do końca takiej się spodziewała.

          - Ej,ej,ej- odepchnął ja od siebie- bez takich mi tutaj- zaśmiał się lekko poddenerwowany- rób co masz zrobić i się zmywam- odparł powoli rozpinając rozporek w spodniach

                    Ukucnęła przed nim, po czym starała dobrać mu się do bokserek. Początkowo ten pomysł wydawał mu się doskonały. Seks bez zobowiązań, to to w czym był naprawdę dobry. Przecież już od miesiąca nie uprawiał seksu, co mógłby pójść nie tak? Lecz gdy poczuł zimną dłoń blondynki na swoim przyrodzeniu odskoczył od niej wystraszony. Zapiął rozporek, poprawił spodnie i wyszedł z pomieszczenia bez słowa wyjaśnienia trzaskając mocno drzwiami. Zgarnął ze stołu butelkę Jack'a Daniels'a i paczkę swoich papierosów, chwycił z oparcia sofy swoją kurtkę i wyszedł niezauważany z klubu.
                    Szklaną butelkę rzucił niedbale na siedzenie pasażera, przysiadł w aucie oddychając głęboko. Prochy właśnie przestały działać. Czuł to. Bez dłuższego zastanowienia włożył kluczki do stacyjki i z piskiem opon odjechał spod klubu. Postanowił jechać przed siebie. Czuł, że musi się uporać z tym wszystkim co go przytłacza, zakończyć pewne rozdziały w sowim życiu by mógł zacząć nowe.
                    Z racji tego, że nie znał jeszcze za dobrze miasta pojechał w jedyne mu dobrze znane miejsce. Był pewny, że tam nikt mu nie będzie przeszkadzał, będzie tylko on i jego przemyślenia. Po dwudziestu minutach był już na miejscu, chwycił w dłoń butelkę ulubionego trunku i ruszył przed siebie. Gdy z trudem łapiąc oddech wdrapał się n szczyt niewielkiego wzgórza opadł na trawę ze zmęczenia. Odpalił papierosa i otworzył butelkę upijając z niej łyk "płynnego złota". Gwiazdy na niebie tak mocno świeciły, że nie był w stanie długo się w nie wpatrywać.

                    Zupełnie nie wiedział co się z nim dzieje. Był przerażony w jak łatwy sposób stracił kobietę o której do niedawna myślał, że jest tą jedyną, tą przy której chce spędzić resztę życia, mieć rodzinę, po prostu być.
                    Tak bardzo chciał ja zobaczyć, wsiąść w najbliższy samolot i móc na nią popatrzeć, bo nawet nie liczył na krótką rozmowę z nią. To było by dziwne gdyby chciała z nim porozmawiać, pozwolić się wytłumaczyć, nie po tym co jej zrobił, jak ją potraktował.
                    Z kieszeni spodni wyjął swój telefon, zerknął na godzinę na wyświetlaczu i z lekkim grymasem na twarzy wybrał numer brata.

          - No nic. Najwyżej się na mnie wydrze- odparł. Chciał mu powiedzieć, że chce się zmienić. Zacząć leczyć, uratować szczątki związku z Kim o ile takowe w ogóle istnieją. Po kilku sygnałach Bill w końcu odebrał. Po głosie słychać było przerażenie i niepewność. Brzmiał tak jakby spodziewał się najgorszej z możliwych wiadomości o nim. Dobijał go fakt, że nawet tak najbliższa osoba jaka był dla niego brat odwróciła się od niego.

                    Wiedział, że gdyby tylko mógł cofnąć czas, nie doprowadziłby do tego co się stało, zapewne obecnie byłby najszczęśliwszym człowiekiem na całym świecie. Po powrocie do domu miał zamiar oświadczyć się Kim. Chciał stworzyć z nią rodzinę.


***


                    Nagle zbladł. Przysiadł na skraju łóżka i z niedowierzaniem patrzył przed siebie. Słuchał uważnie to co mówił mu brat, lecz do końca w to nie wierzył. Wiele razy już od niego słyszał takie deklaracje, więc starał się podejść do tego z dystansem, jednak nigdy sprawy nie zaszły tak daleko. Jego wątpliwości o słowach brata przestały istnieć gdy usłyszał - Bill, ja cię potrzebuje. Pomóż mi, sam sobie z tym nie poradzę- i w słuchawce usłyszał dźwięk zakończonego połączenia

          - To był Tom?- spytała niepewnie Ronnie, siadając obok nadal zdumionego Billa
          - T-t-t-ak- wydukał- muszę wracać, mycho przepraszam- pocałował ją w czoło i rzucił się do pakowania swoich walizek.
          - Coś się stało?-spytała lekko przerażona reakcją ukochanego
          - Pierwszy raz zmusił się i poprosił kogoś o pomoc, muszę do niego wracać- przytulił ją mocno do siebie
          - Myślisz, że uda im się odbudować wszystko?- zapytała cicho
          - To nie nasza sprawa. Już za dużo się wtrącaliśmy- uśmiechnął się lekko- wiem, że Kim to twoja najlepsza przyjaciółka, ale teraz obchodzi mnie tylko Tom- odparł. Na szybko dopakował garstkę kosmetyków do walizki, zamknął ją, chwycił kurtkę w dłoń. Zerknął na nią. Stała smutno patrząc na niego.
          - Myślisz, że on tak na serio?- usiadła obok niego na podłodze
          - Nie wiem- odparł- mam nadzieję, że w końcu weźmie się w garść i uratuje to na czym mu zależy- odpowiedział chowając do walizki ubrania starannie poukładane w kostkę
          - O ile jest jeszcze co ratować- bąknęła cicho pod nosem- Bill- zaczęła- może nie mów mu od razu o wyjeździe Kim z Maxem, nie wiadomo jak zareaguje..
          - Wiem mycho- uśmiechnął się szeroko do dziewczyny- jak będę w domu to zadzwonię. Kocham cię- pocałował ją czule na pożegnanie i wybiegł z domu do samochodu.

                    Tak bardzo chciała teraz zadzwonić do Kim, powiedzieć jej o wszystkim. Kazać jej natychmiast wracać i jechać do Toma. Lecz zdawała sobie sprawę z faktu jak bardzo ją skrzywdził i jak długo dziewczyna będzie jeszcze dochodzić do siebie.
                    Powolnym krokiem ruszyła do swojej sypialni. W pokoju unosił się jeszcze zapach jego perfum i lakieru do włosów. Uśmiechnęła się pod nosem gdy zerknęła na lustro w łazience. "Kocham cię, dziękuje za wyrozumiałość"- napisane wielkimi literami jej najczerwieńszą szminką.
   

***


          - Przepraszam...- wszedł jej sypialni. Usiadł na fotelu i wpatrywał się w nią- poniosło mnie, ale to wszystko dlatego, że chcę żebyś pozwoliła mi się widywać z małym. Tęsknie za nim, dopiero teraz sobie uświadomiłem ile straciłem zostawiając was...
          - Wiem, ja też przesadziłam. Powinnam czasem ugryźć się w język nim coś powiem- uśmiechnęła się przyjacielsko ściskając chłopaka
          - Kim, choć szybko!- Lea wtargnęła do sypialni siostry niczym huragan. Ścisnęła ją mocno za rękę i pociągnęła za sobą do salonu- siadaj- oznajmiła i sama usiadła obok brunetki wpatrując się w telewizor.


Redaktorka: Jedyny taki wywiad. Tylko nam, gitarzysta zespołu Tokio Hotel zwierza się ze wszystkich swoich grzeszków. Cześć Tom, dobrze wyglądasz. Co się z tobą działo przez ten cały czas?
Tom: Zaszyłem się w Los Angeles. Miałem bardzo dużo problemów, to mnie przerosło. Musiałem odpocząć od wszystkiego i wszystkich.
Redaktorka: A teraz już wszystko u ciebie dobrze?
Tom: Niekoniecznie, ale jest stabilnie- (śmiech)- da się żyć.
Redaktorka: Gazety plotkarskie donoszą, że rozstałeś się ze swoją dziewczyną. Podasz nam jakieś szczegóły? Jak podoba ci się życie singla?
Tom: Sprawa rozstania to tylko jej i moja sprawa, powiem tylko tyle, że po części to trochę wasza wina. Życie singla? Chyba powili zdaje sobie sprawę, że nie jest za ciekawe. Starzeje się- (śmiech)
Redaktorka: Mówi się o twoich problemach z alkoholem i narkotykami, chcesz to jakoś skomentować? Sprostować?
Tom: Skoro się mówi, to znaczy, że tak jest. Fakt, przez ostatnie kilka miesięcy mam bardzo ciężki czas w swoim życiu. Rozstanie z kobietą którą nadal bardzo kocham i którą okropnie skrzywdziłem. Po prostu nie wytrzymałem napięcia. Za dużo złych rzeczy skumulowała się na raz.
Redaktorka: Mowa jest też o odwyku. Cy to, aż tak daleko zaszło?
Tom: Nie nazwał bym tego odwykiem, muszę na jakiś czas zniknąć. Uporać się z tym wszystkim, wiem, że z pomocą bliskich będzie mi łatwiej. Pomoże mi to z zupełnie innej perspektywy spojrzeć na moje błędy.
Redaktorka: Błędy czyli?
Tom: Moim największym błędem było pozwolenie Kim i jej synkowi wynieść się z mojego życia, nawet nie próbowałem ich zatrzymać.


                    Słuchała tego uważnie. Zamarła. Nie spodziewała się po nim takich wyznań, nie w telewizji. Wpatrywała się w ekran telewizora. Wstała i poszła do swojej sypialni.
                    Rzuciła się zrozpaczona na łóżko. Zupełnie nie wiedziała jak ma  zareagować na jego słowa. Nie wiedziała czy może je brać na serio. Zranił ją i nie wie czy może mu ufać. Czuła się źle z faktem iż nie zamierza mu mówić o ciąży. W końcu pod sercem nosi jego dziecko. Tak bardzo od dawna tego chciał.
                    Do jej sypialni po cichu wszedł Max, a za nim przyczłapał rozbawiony mały Timo. Chłopiec usiadł obok Kim, odgarnął jej włosy z twarzy, ucałował w policzek i przytulił się do niej.

          - Tom, Tom, Tom, Tom- smyk zszedł powoli z łóżka i z szafki pod oknem podał swojej mamie telefon. Dziewczyna zupełnie nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć. Z całych sił chciała uchronić syna przed tym całym zamieszaniem, ale jej synek jest już na tyle mądry, że sam zaczyna rozumieć co się stało pomiędzy nią, a Tomem.
          - Jak tylko wrócimy mama da ci telefon i do niego zadzwonisz- wtrącił Max- a teraz chodź smyku, musisz spakować swoje zabawki, bo za dwie godziny musimy jechać na lotnisko


***


                    Wiele go to kosztowało, aby na wizji mówić o swoich życiowych problemach. Zrobił to dla niej, chciał jej udowodnić, że się zmieni. Że znów będzie mu mogła zaufać. Znał ja dobrze i wiedział, że dziewczyna tak łatwo nie odpuści i nie przestanie go kochać tak z dnia na dzień. Teraz wszystko co robię, robię dla ciebie...
                     Wstał rano z nową energią. Dziś pierwsza wizyta u psychologa. Po długich rozmowach z bratem ustalili, że sam sobie z tym wszystkim nie poradzi. Obaj chcieli uniknąć ponownego zamknięcia Toma w monarze, zdawali sobie sprawę, że w obecnej sytuacji nie będzie to służyło ich wizerunkowi.

          - U niej wszystko w porządku?- spytał siadając przy stole w jadalni
          - Taak- zawahał się Bill. Nie wiedział jak brat zareaguje na wiadomość o tym, że Kim wyjechał z Maxem- wyjechała na dwa tygodnie z małym do Hiszpanii, musiała odpocząć
          - Max jej pozwolił na wyjazd małego?- zdziwił się
          - Nie do końca pozwolił. Po prostu pojechał z nimi- powiedział i zamknął mocno oczy, obawiał się jego reakcji
          - Wrócili do siebie?-
          - Nie, Kim chciała, żeby mały pobył trochę z ojcem. Mały bardzo przeżył wasze rozstanie. Siedział w oknie całymi dniami i wyczekiwał ciebie- odparł biorąc łyk soku pomarańczowego
          - Nie sądziłem, że będę za nim ta bardzo tęsknił- uśmiechnął się lekko pod nosem
          - Będziesz chciał to wszystko odbudować?- spytał niepewnie Bill
          - Jeśli tylko mi na to pozwoli. Kocham ją i to się nigdy nie zmieni- odparł pewnym tonem głosu
          - Tylko proszę cię, nic na siłę. Ona już naprawdę dużo przeszła- powiedział i wyszedł do kuchni
          - Wiem..- westchnął


                    Śniadanie dokończył w samotności. Ruszył powolnym krokiem do swojej sypialni. Pomimo tego, że jest już prawie miesiąc w LA nie zdążył się jeszcze rozpakować. Ukucnął więc przy jednej z walizek i delikatnie ją otworzył. Jego oczom ukazał się starannie zapakowany prezent dla Kim. Z uśmiechem na twarzy wyjął niewielką ozdobną torebeczkę.  Dobrze wiedział co jest w środku. Usiadł na podłodze i otworzył pudełeczko które znajdowała się w torebce.

          - To dla niej?-spytał Bill przechodząc korytarzem
          - Tak- burknął i schował pakunek na dno walizki

                    Czuł się niepewnie. Nie wiedział czego może się spodziewać na wizycie u psychologa. Zawsze mu się wydawało, że do psychologa chodzą tylko wariaci, a on jest przecież zupełnie zdrowy. Starał się nie nastawiać do spotkania negatywnie. Wiedział, że to pierwszy krok na odzyskanie Kim. Cieszył się z tego, że jest przy nim Bill. Przez ten cały czas kiedy został sam bardzo mu brakowało kogoś kto będzie się starał go zrozumieć. Z kim będzie mógł pomilczeć.


***


                    Kiedy Lea usypiała Timo, Max wraz z Kim zabrali się za pakowanie walizek. Mieli czas na chwilę spokojnej rozmowy. Musieli ustalić co dalej. W końcu przyjechali tu po to, żeby na spokojnie ustalić co dalej z ich synem. Dziewczyna postanowiła dać szanse Maxowi na widywanie się z synem.Przez ten tydzień pokazał dziewczynie, że Max bierze na poważnie wychowanie syna.
                     Po godzinie uporali się ze wszystkim i byli gotowi żeby wyruszyć na lotnisko. Kim wychodząc z domu spojrzała jeszcze raz czy aby na pewno wszystko ze sobą zabrała.
                    Taksówka podwiozła ich pod same drzwi terminala lotniczego. Wybiegli w pośpiechu łapiąc walizki, bo przez korki w centrum byli spóźnieni na samolot.
                    Nerwy przeszły wszystkim dopiero w momencie gdy znaleźli się na pokładzie samolotu. Wszystkim poza Kim. Dziewczyna z każdą minutą bała się coraz bardziej. Strasznie obawiała się reakcji ojca. W pamięci wciąż ma jego reakcje na pierwszą ciąże...